„Ta historia to prawie scenariusz jakiegoś opowiadania…” – pisze Pan Robert, listonosz spod Piły w odpowiedzi na list, który otrzymał od nas biblioteki tuż przed świętami. Ale zacznijmy od początku…
Niedawno, podczas prac porządkowych w sępoleńskiej bibliotece, jednemu z pracowników wpadła do ręki świąteczna kartka. Początkowo jej obecność nikogo nie zdziwiła – czytelnicy często zostawiają w książkach tego typu „zakładki”. Jednak ta kartka była wyjątkowa – kryła w sobie pewną tajemnicę. Była ona praktycznie gotowa do drogi. Widniały na niej dane adresata, nadawcy, świąteczne życzenia oraz przyklejony znaczek. Wystarczyło zanieść ją na pocztę przed Bożym Narodzeniem 1988 r. Tak się jednak nie stało. Dlaczego? Możliwości było wiele.
Robert – pracownik, który odnalazł ową kartkę, postanowił wyjaśnić tę sprawę. Na podany adres została wysłana więc kartka, a wraz z nią krótki list opisujący historię jej odnalezienia. „Nie wiem jak Państwo zareagują na tę korespondencję, lecz ktoś komuś słał życzenia na święta, więc ta sprawa nie mogła pozostać niezałatwiona, tym bardziej przed Bożym Narodzeniem” – przeczytać można było w liście.
Szansa na to, że kartka po 28 latach trafi do adresata była nikła. Ale jak to często bywa w okresie przedświątecznym – zdarzył się mały cud. Na adres biblioteki wysłano list. Nadawcą był Pan Robert – syn państwa, do których adresowana była kartka znaleziona w magazynie. Okazuje się, że korespondencja sprawiła im ogromną przyjemność. W odpowiedzi pan Robert w skrócie przedstawił historię swojej rodziny oraz przyznał, że cała sprawa to prawdziwa zagadka: „Nadawcą są Barbara i Kazimierz z dziećmi. Niestety, wujek zmarł 22 lata temu, ciocia 11 lat temu. […] Podejrzewam, że albo ciocia Basia albo jej córka Asia, bardzo lubiące czytać, przez roztargnienie zapomniały o kartce i zostawiły ją na wiele lat między kartkami książki. Jedno jest pewne – ta kartka jak i Pana list zajmą miejsce w rodzinnym albumie. Będzie miłą pamiątką i wspomnieniem, a jej historia i to jak oraz dzięki komu się odnalazła będzie częstym wspomnieniem w rodzinnych rozmowach. […] Nigdy tej dobroci nie zapomnimy.” – pisze.
Aż ciężko uwierzyć, że w dobie ogólnego pośpiechu ta historia znalazła swój szczęśliwy koniec. Pozostaje nam tylko cieszyć się, że kartka w końcu trafiła we właściwe ręce, a panowie – Robertowie – wymienili się kontaktami. Jesteśmy ciekawi, ile jeszcze tajemnic kryje się w bibliotecznych książkach…